
Tego lata, podobnie jak w poprzednich sezonach, opisywaliśmy wspaniałe występy dwójki młodych siatkarzy plażowych. Wielokrotni medaliści mistrzostw Europy czy świata, Łukasz i Sebastian Kaczmarkowie, są na rozdrożu. - Jesteśmy dorośli. Nie możemy grać wyłącznie dla nagród w postaci torby czy dwóch koszulek… Nie stać nas na uprawianie plażówki, bo w pierwszej kolejności musimy zapewnić sobie potrzeby egzystencjalne – twierdzą zgodnie. Powiat, gmina, a nawet Polski Związek Siatkówki zapomniały o swoich bohaterach.
Zacznijmy od przypomnienia sukcesów krotoszyńskich zawodników. Razem dwukrotnie ugrali złoto podczas ME w Wilnie (2011 – U’18 oraz 2013 – U’20) oraz obsadzili środkowy stopień podium w trakcie MŚ U’19 w Larnace (2012). Przeszli do historii, trzy razy z rzędu zwyciężając w krajowym juniorskim czempionacie (2011, 2012, 2013). Łukasz sięgnął także po tytuł mistrza globu w chorwackim Umag (2011 – U’19), natomiast Sebastian przed rokiem wywalczył srebrny krążek na austriackim EURO (U’20).
Młodzi siatkarze świetnie radzą sobie także w seniorskim gronie. W rozegranych niedawno MP Seniorów zajęli lokaty 7-8, sprawiając psikusa wielu znacznie bardziej ogranym dwójkom.
Czujemy się odrzuceni
Pierwotnie nasza rozmowa z Kaczmarkami miała dotyczyć ich pobytu na Litwie. Chcieliśmy poznać historię tegorocznych ME od kuchni. Wątek stricte sportowy – w sytuacji, w jakiej znaleźli się siatkarze – zdecydowanie spada na dalszy plan.
Niestety, życie młodych graczy nie jest usłane różami. Większa rozpoznawalność nie przekłada się bowiem na bardziej okazałe apanaże. W ostatnich czasach chłopcy stali się mężczyznami, myślącymi o godziwym życiu. Najchętniej nadal realizowaliby się na piasku, sięgając po kolejne trofea dla Polski i swojego rodzinnego Krotoszyna.
Okazuje się, że obaj są po macoszemu traktowani przez władze związku. - Do startu w Wilnie przygotowywaliśmy się sami – mówi Łukasz. - Tworzyliśmy własne konspekty treningowe, ćwicząc na obiektach w Krotoszynie. Trener kadry opiekował się innymi graczami. - Często rywalizowaliśmy z weteranami, bo nie mogliśmy znaleźć sparingpartnerów. Przed wcześniejszymi imprezami tej rangi zapraszano nas na zgrupowania kadry. Teraz nikt nie zadzwonił… – dopowiada Sebastian.
- Czujemy się gorsi, odrzuceni! – z żalem komunikuje Łukasz. - Znów na EURO doszło do polskiego finału, ale nikt nie potrafi tego docenić. Na kpinę zakrawa fakt, iż medaliści MŚ i ME, reprezentując Polskę, otrzymali raptem po koszulce i spodenkach. Ich koledzy z reprezentacji byli ubrani w narodowe trykoty od stóp do głów. - Gdy spacerowaliśmy po Wilnie, pytano nas, jaki kraj reprezentujemy – ironizuje Seba. Obserwując fatalny wizerunek Polaków, jeden z zagranicznych działaczy zaproponował krotoszynianom zmianę barw. - Temat jest ciekawy, ale nie chcielibyśmy wiele o tym mówić. Oczywiście marzymy, by móc reprezentować Polskę, ale godło narodowe jeść nam nie da – stwierdzają.
Brak woli współpracy
Kolejną kwestią jest odzew, a w zasadzie jego forma ze strony związku. Zawodnicy wystosowali zapytanie dotyczące zaistniałej sytuacji, a przedstawicielka komórki odpowiedzialnej za plażówkę oznajmiła, że w przyszłym roku będzie inaczej. Na to Łukasz za pomocą poczty elektronicznej wysłał krótką wiadomość: – W takim razie odchodzę – napisał. – OK – brzmiała odpowiedź. - Cóż, w końcu najsłabszymi zawodnikami w historii nie byliśmy… Jakieś sukcesy osiągnęliśmy, ale skoro druga strona nie wykazuje woli współpracy, trzeba się rozstać – słyszymy z ust poddenerwowanych graczy. - Związek nie zagwarantuje nam przyszłości. Ciężko będzie wywalczyć stypendium za zdobycie tytułu ME, bo MSiT nagradza wyłącznie członków kadry… To paranoja, bo złoto zdobyliśmy. Jeśli olimpijczyk wywalczy krążek, otrzymuje środki bez względu na to, czym zajmuje się po zawodach.
Ale fakt, że sportowcy mogą nie otrzymać skromnego stypendium, oraz brak odpowiednich warunków do rozwoju to nie jedyne argumenty, dla których mężczyźni zdecydowani są porzucić ukochaną grę na piasku. - Przed wyjazdem do Niechorza na finał MP dowiedzieliśmy się, że jeśli chcemy przyjechać wcześniej, musimy sami znaleźć kwaterę i za nią zapłacić – opisuje wyższy z Kaczmarków. - Możemy jednak mieć pretensje, bowiem inni kadrowicze mieli opłacony dłuższy pobyt w hotelu. Nam tego odmówiono. – Zdążyliśmy przywyknąć – śmieje się Seba. - Przecież na inny turniej z cyklu Beach Ball Tour również jechaliśmy za własne pieniądze.
Z piasku na parkiet
Łukasz ostatecznie zdecydował, że poświęci się grze pod dachem. - Podpisałem kontrakt z pierwszoligowym klubem z Wałbrzycha. W dopięciu transferu pomógł mi Łukasz Karpiewski – komunikuje. Sebastian także otrzymał kilka ofert. Najpoważniejsza napłynęła z Suwałk. - Jestem zdeterminowany, by rozpocząć nowy rozdział – mówi. - Jesteśmy coraz starsi, a gra w siatkówkę nie może być tylko przyjemnością. Uprawiając profesjonalnie sport, nie ma mowy o innym, dodatkowym zajęciu. W poprzednich latach czołowi siatkarze plażowi mieli zagwarantowaną wypłatę na poziomie 2 tys. zł. Związek nie potrafi nam niczego zaoferować, więc nie mamy wyjścia.
Wracając do przygotowań do wileńskich ME, trzeba odnotować, iż zawodnicy napotykali rozmaite utrudnienia. - Trenując na obiektach Krotoszyńskiego Towarzystwa Piłki Siatkowej, musieliśmy płacić za wstęp na pływalnię – denerwują się.
Wirtualne wsparcie magistratu
A jak na sukcesy Kaczmarków zapatrują się lokalni prominenci? Może starostwo albo gmina umożliwią wizytówkom regionu dalszą grę na piasku i rozsławianie Ziemi Krotoszyńskiej na szerszą skalę? Wszak lokaty 7-8 na MP seniorów oraz liczne sukcesy na arenie młodzieżowej pozwalają myśleć o wielkiej karierze w dorosłych realiach. - Rok czy dwa lata temu zaproszono nas na spotkanie i na tym się skończyło – opisują Kaczmarkowie. - Po ostatnich sukcesach ani starosta, ani burmistrz nie zadzwonili z gratulacjami. Ba, nie pofatygował się nawet nikt z komórek odpowiedzialnych za sport i kulturę fizyczną. – Pewnie się przyzwyczaili do sukcesów i tyle – puentuje Seba. - Swoją drogą, wiem, że niektórzy z urzędników chwalą się, że nasze sukcesy są efektem wsparcia ze strony magistratu… Łukasz wyraża się w podobnym tonie. - Zapewne mają wielu lepszych i bardziej utytułowanych sportowców, którzy lepiej promują powiat – oznajmia. - Może jak weźmiemy udział w konkursie rzutu beretem i zajmiemy miejsce na podium, otrzymamy stypendium!
Choć siatkarze w ostrych słowach wyrażają się o postawie pracowników urzędów, chętnie porozmawiają z władzami o swojej przyszłości. - Jesteśmy skłonni negocjować i promować Krotoszyn. W naszym mieście jest sporo utalentowanej młodzieży, wiele dzieci chce grać w siatkówkę. Chętnie byśmy pomogli, ale nikt nie ma pomysłu na współpracę – wyjaśnia Seba. - Udzielamy się charytatywnie. Nadal będziemy to robić (Kaczmarowie goszczą na organizowanych przez naszą redakcję eventach dobroczynnych oraz przekazują liczne gadżety na licytacje – przyp. red.), bo chcemy pomagać. Musimy jednak zacząć zarabiać, bo wkrótce sami będziemy potrzebować pomocy… – Nie obrażamy się na związek czy samorządowców, a tylko uwypuklamy przykre fakty. Chętnie udamy się do magistratu, o ile otrzymamy zaproszenie – dodaje Łukasz.
By zakończyć w optymistycznej tonacji, Kaczmarkowie skierowali kilka słów w stronę kibiców. - Przede wszystkim dziękujemy tym, którzy wpierają nas bez względu na wynik. Chcemy podziękować rodzicom i sparingpartnerom z Krotoszyna oraz Sławkowi Chlebowskiemu, który po raz kolejny wsparł nas, organizując środki na wyprawę do Niechorza. Osobno Łukasz dziękuje także swojej sympatii, Dominice. - Ja natomiast dziękuję wszystkim uroczym dziewczętom, które okazywały wyrazy sympatii na naszym facebookowym fanpage’u – dopowiada Seba.
DANIEL BORSKI
NASZ KOMENTARZ:
Niniejsza publikacja nie ma na celu li tylko przedstawienia „dramatycznej” sytuacji młodych i utytułowanych sportowców. Oni poradzą sobie bez pomocy ze strony instytucji. Niemniej jednak czy nasza lokalna społeczność może zapomnieć o tak nietuzinkowych postaciach? Postaciach, które mogłyby stanowić doskonałą dźwignię do promocji miasta i powiatu. Ponawiam swój pomysł sprzed kilku lat. Na terenie Krotoszyna odbywa się mnóstwo imprez, ale nikt nie pamięta o zaprezentowaniu na nich Oliviera Janiaka czy Kaczmarków. Nikt nie ma ochoty – albo koncepcji – na wydanie paru złotych, by zorganizować sesję zdjęciową i umieścić wizerunek sportowców w promocyjnych folderach czy na billboardach oznajmiających kierowcom wjazd do Krotoszyna. Przykłady Ostrowa Wlkp. i wielu innych miast można by mnożyć. Czy i tym razem apel pozostanie bez odzewu?