
Przedstawiamy pomeczowe opinie wygłoszone przez trenerów Lecha i Wisły. Na konferencji prasowej zabrakło pierwszego szkoleniowca krakowian, Tomasza Kulawika.
Maciej Musiał, drugi trener Wisły
Chcę przeprosić za nieobecność trenera Tomasza Kulawika, który od kilku dni jest chory. Gratuluję Lechowi zwycięstwa. Wydaje mi się jednak, że nie byliśmy gorszym zespołem. Lech prowadził grę przez większą część spotkania i wykazał się lepszą skutecznością, ale nie musieliśmy dziś przegrać.
Zdając sobie sprawę z faktu, iż Lech dobrze rozpoczyna mecze, w pierwszej odsłonie graliśmy dość defensywnie, chcąc odrzucić rywala od naszego pola karnego. Po przerwie mieliśmy zaprezentować bardziej otwartą grę i rzeczywiście tak się stało. Stworzyliśmy kilka sytuacji strzeleckich.
Gdybyśmy dysponowali przy Bułgarskiej pełną kadrą, mógłbym powiedzieć, że Wisła i Lech posiadają zbliżony potencjał. Dziś większą wartość piłkarską prezentowali gospodarze. Wolą walki i nieustępliwością zmniejszyliśmy dysproporcje, ale nie wystarczyło to do zdobycia choćby punktu.
Najlepszym meczem w naszym wykonaniu była potyczka z Legią, gdzie dochodziliśmy do klarownych okazji strzeleckich. Cieszy, że przeciw Lechowi także zaprezentowaliśmy się nieźle. Smuci z kolei fakt, iż z drużynami w teorii słabszymi nie potrafimy demonstrować dobrej gry.
Nie potrafię powiedzieć czy i kiedy Wisła wróci do walki o mistrzostwo. Gramy o wygraną w każdym spotkaniu, a co będzie po zakończeniu sezonu, nie wiemy.
Mariusz Rumak, trener Lecha
Był to wyrównany pojedynek, w którym ten, kto strzelił gola, miał wielkie szanse na zwycięstwo. Oba zespoły wypracowały mało sytuacji bramkowych. Nie pamiętam, by Krzysiek Kotorowski zanotował wybitną interwencję. Podobnie zresztą jak bramkarz rywala. Jedni i drudzy prezentowali się dobrze w defensywie, a mankamentem były zbyt łatwe straty w ataku.
Przy takiej publiczności, która wspierała nas przez cały mecz, musieliśmy wygrać. Czuliśmy wielkie wsparcie z trybun, za co bardzo dziękujemy.
Przy minimalnym prowadzeniu w końcówkach spotkań często wkrada się nerwowość. Rywal się otwiera i atakuje większą ilością zawodników. Wówczas powinno się skarcić przeciwnika, zdobywając kolejnego gola. Trzeba jednak celować w dokładności podczas wyprowadzania kontrataków.
Nie podchodziłem do dzisiejszego meczu w kategoriach zapewnienia sobie awansu do europejskich pucharów. Skoro matematycznie tego dokonaliśmy, super, ale to tylko cel pośredni. Nie myślę o tym, by zająć trzecią lokatę. Walczymy o najwyższe cele.
Co znaczy zdobycie gola przez Teodorczyka dla samego Łukasza? Trzeba by jego spytać. Kiedy napastnik strzela bramki, podnosi się mentalnie, ma więcej wiary w to, co robi. Pierwsze trafienie przy tak licznej widowni z pewnością jest istotne. Łukasz sfinalizował bardzo ładną akcję i świetne dośrodkowanie Gergo. Mam nadzieję, że da mu to pozytywnego kopa na przyszłość. Po bramce biegł w stronę ławki – być może w kierunku Piotrka Reissa, z którym często rozmawia – a ja po prostu stałem na jego drodze.
Nie wiem, czy dzisiejszy triumf można określić wyszarpanym zwycięstwem. Zawsze chcemy grać swoją piłkę i nie ma opcji, abyśmy myśleli wyłącznie o defensywie. Wchodzący z ławki Możdżeń czy Ubiparip mieli za zadanie uczestniczyć w akcjach ofensywnych. Jeśli ktoś twierdzi, że wygrana była wymęczona, nie mam nic przeciw, by kolejne mecze też miały podobny przebieg i kończyły się wynikami 1:0.
Uwagę zwraca gra obronna. Poza indywidualnymi akcjami Sarkiego i Małeckiego Wisła nie stwarzała zagrożenia pod naszą bramką.
Oczywiste, że samopoczucie jest bardzo dobre, bo wygraliśmy mecz. Jesteśmy liderami, ale pierwsza pozycja liczy się tylko po ostatniej kolejce. Zobaczymy, co stanie się jutro w Warszawie. Pierwszy raz od dawna to my zagraliśmy przed Legią i teraz piłeczka jest po jej stronie kortu. Do końca rozgrywek pozostało jeszcze pięć gemów.
(GOLSKI)
FOT. M. KOWALCZYK