
Warsztaty Terapii Zajęciowej są placówkami powołanymi do rehabilitacji społecznej i zawodowej osób niepełnosprawnych. Po raz ostatni otrzymały podwyższenie dofinansowania w roku 2009. Od tamtej pory, pomimo ciągle rosnących cen towarów i usług, a także najniższego wynagrodzenia, o warsztatach zapomniano.
- Być może jest to celowe działanie, które ma doprowadzić do powolnej śmierci i wygaszania funkcjonowania warsztatów – stwierdza Paweł Kaczmarek, kierownik krotoszyńskiego WTZ. W efekcie to nie rząd zamknie warsztaty, lecz zamkną się one same, bo prowadzącym je organizacjom nie wystarczy środków na pokrycie kosztów.
- Nikt nie zastanawia się, co zrobić z prawie 24 tysiącami osób niepełnosprawnych, które każdego dnia mają zapewnioną rehabilitację i opiekę na najwyższym poziomie. Dla każdego z tych uczestników warsztaty stanowią miejsce pracy, w którym mogą się realizować, są akceptowani i znajdują sens swojego i tak trudnego życia – mówi Kaczmarek.Efekty ich pracy artystycznej często zadziwiają nawet wybitnych ekspertów, a niektóre z nich osiągają wysokie nagrody na międzynarodowych konkursach.
Niestety, pomimo swej pozytywnej działalności warsztaty za kilka lat mogą przestać istnieć. Od 2009 roku koszty działalności stale rosną. – Statystyki są przerażające. Koszty mediów, materiałów, dowozu osób niepełnosprawnych wzrosły znacząco. Dla przykładu – litr paliwa w 2009 roku to ok. 3,50 zł, a obecnie 5 zł, czyli wzrost ponad 40% – tłumaczy Kaczmarek.
Dobrze wykwalifikowane osoby, posiadające wieloletnie doświadczenie oraz pasję wykonywania tego trudnego zawodu, często zmuszone są do zmiany pracy i przekwalifikowania, ponieważ nie są w stanie utrzymać swoich rodzin. Pracują bowiem 40 godzin w tygodniu, a zarabiają dwa razy mniej niż ich koledzy w sferze oświatowej, wykonując taką samą pracę.
- Tracimy specjalistów i nie ma się co dziwić, skoro osoba z wykształceniem wyższym, z ponad 15-letnim stażem pracy i dodatkowymi szkoleniami, otrzymuje najniższe krajowe wynagrodzenie – oznajmia kierownik WTZ w Krotoszynie. - Nikt również nie myśli, co dalej z ludźmi niepełnosprawnymi, którzy najczęściej są niepełnosprawni intelektualnie w stopniu umiarkowanym i znacznym – dodaje.
Wiele mówi się o uzawodowieniu tego środowiska i ciągle zarzuca się warsztatom, że nie „wypuszczają” swoich uczestników na rynek pracy. – Pozostają tylko pytania, gdzie jest ten rynek pracy i który pracodawca będzie chciał zatrudnić osobę niepełnosprawną intelektualnie, skoro brakuje miejsc dla osób zdrowych. Czy rehabilitacja społeczna jest jeszcze potrzebna, czy ważny jest tylko efekt uzawodowienia czy przywrócenia z marginesu społecznego i włączenia w naszą codzienną społeczność? – wylicza Kaczmarek. - Myślę, że nadszedł czas, aby ktoś odpowiedzialny jeszcze w tym roku podjął decyzję, jaka ma być przyszłość warsztatów, bo przecież chcemy wierzyć, ze liczą się ludzie, a nie statystyki – podsumowuje nasz rozmówca.
OPRAC. (ANKA)