
Z byłym reprezentantem kraju, uczestnikiem Ligi Mistrzów, obecnie ekspertem Polsatu i szkoleniowcem Akademii Reissa, Marcinem Adamskim, o sytuacji w T-Mobile Ekstraklasie rozmawia Daniel Borski
Które ze spotkań minionej serii gier wywarło na Tobie największe wrażenie?
Tym razem zabrakło hitu. Była to najsłabsza kolejka w rundzie wiosennej. Poziom nie był zadowalający, a żadne ze spotkań nie stało na bardzo wysokim poziomie.
Czy Twoim zdaniem o mistrzowskim tytule rozstrzygnie starcie Legii z Lechem przy Łazienkowskiej?
Wszystko wskazuje na to, że tak będzie, choć nie wolno zapominać, że do końca rozgrywek – poza polskim Gran Derbi – pozostały jeszcze cztery kolejki i każdy może zgubić punkty. Na tę chwilę w wyższej formie znajduje się Lech. Legia, pomimo zwycięstwa nad Lechią, nie zaprezentowała się dobrze. Kolejorz także nie zademonstrował pełni umiejętności, ale miał w weekend znacznie trudniejszego rywala niż jego główny konkurent do mistrzowskiej korony. Pewne jest, że obie drużyny są zdecydowanie najsilniejsze w kraju i starcie przy Łazienkowskiej zapowiada się ekscytująco.
Która z tych drużyn, zajmując na mecie sezonu pierwszą lokatę, miałaby większe szanse na awans do wymarzonej Champions League?
Co tydzień w magazynach Polsatu podkreślam, że lepsze wrażenie sprawiają poznaniacy. Jest to drużyna lepiej poukładana, a każdy zawodnik wie, co należy do jego zadań. Głównymi atutami zespołu Lecha są konsekwencja w grze oraz umiejętne realizowanie taktyki. Widać, że piłkarze Mariusza Rumaka ciężko pracują podczas treningów. Tworzą znakomity kolektyw. Podoba mi się także, że gracze z Wielkopolski nie gwiazdorzą, a po niepowodzeniu błyskawicznie ustawiają się w defensywie. Nie ma tutaj machania rękami, nie ma obrażania się na kolegę. Nie widać w Lechu ludzi, którzy graliby swój mecz. Wszystko podporządkowane jest dobru zespołu. Na dzień dzisiejszy większe szanse na skuteczną walką o Ligę Mistrzów miałby Kolejorz, ale sytuacja może się zmienić. Legia posiada bardzo duży potencjał piłkarski, ale czegoś mi w tej drużynie brakuje.
Miło się słucha pochwał kierowanych pod adresem podopiecznych trenera Rumaka. Chciałbym jednak poznać mankamenty tej drużyny…
Jeśli Lech chce poważnie myśleć o Lidze Mistrzów, powinien po prostu wzmocnić zespół, ściągając dwóch-trzech wartościowych zawodników. Mam na myśli przede wszystkim pozyskanie stopera. Miałem spore obawy, czy Wołąkiewicz z Kamińskim sprostają zadaniu, gdy ze składu wypadł Arboleda. Obaj spisują się dobrze. Lech stracił wiosną raptem cztery gole, co jest najlepszym wynikiem w lidze. Jednak najbardziej prestiżowe rozgrywki w Europie to coś więcej niż zmagania o ligowe punkty. W Lidze Mistrzów potrzeba znacznie więcej jakości. Sądzę także, że Lechitom przyda się wysokiej klasy zawodnik, który operowałby w środku pola. Na nasze realia duet Murawski/Trałka to solidna para defensywnych pomocników. Ale myśląc o wyższych celach, przydałby się piłkarz ograny na międzynarodowej arenie. Mam na myśli zawodnika dysponującego znakomitym odbiorem, ale potrafiącego również stworzyć przewagę w ofensywie. Choć Murawski prezentuje się świetnie, trzeba stworzyć konkurencję. O dwa miejsca w środku pola powinno walczyć minimum trzech równorzędnych piłkarzy. Myślę, że trener Lecha i jego sztab mają już sprecyzowane cele co do wzmocnień. Ostatnimi czasy skauting funkcjonuje bardzo dobrze, czego dowodem występy Ceesaya, Lovrencsicsa, Teodorczyka czy Hamalainena.
Czy widzisz zawodników z polskiej ligi, mogących solidnie wzmocnić ekipę Kolejorza?
Nie wiem, czy Lecha byłoby stać na to, aby ściągnąć Jędrzejczyka, który w tej chwili jest jednym z najlepszych zawodników Ekstraklasy. Jędrzejczyk jest w mojej opinii o poziom wyżej niż pozostali gracze Legii. On może i chce grać na większej intensywności. Szuka gry do przodu i nie zadowala się statycznym czy bezpiecznym operowaniem piłką. Nie dość, że w obronie spisuje się bez zarzutu, to inicjuje wiele akcji ofensywnych. Taki piłkarz zdecydowanie przydałby się w Poznaniu, ale wątpię, by ten transfer doszedł do skutku. Innym piłkarzem z naszej ligi, który mógłby wpłynąć na poprawę gry Lecha, jest Kosecki. Ale on niedawno przedłużył kontrakt z Legią, więc sprowadzenie go do Poznania graniczyłoby z cudem. Jednak analizując występy innych klubów, znalazłoby się paru zawodników, mogących stanowić realne wzmocnienie Lecha. Mam na myśli choćby Pawłowskiego, który znakomicie radzi sobie w Widzewie i jest jednym z objawień rundy wiosennej. Trudno jednak powiedzieć, jak ten młody piłkarz zaadoptowałby się w Lechu, bo walka o europejskie puchary czy mistrzostwo to zdecydowanie inna rzeczywistość niż rywalizacja o środek tabeli.
Na koniec pytanie o dolne rejony tabeli. Przed startem piłkarskiej wiosny za murowanych kandydatów do spadku uważano Podbeskidzie i GKS. Kto Twoim zdaniem pożegna się z najwyższą klasą rozgrywkową?
Jeśli spadłby Bełchatów albo Podbeskidzie – a jest to wielce prawdopodobne – wiadomo byłoby, że z ligą nie pożegnałyby się najgorsze zespoły. W tabeli rundy rewanżowej bielszczanie są na trzecim, a bełchatowianie bodaj na szóstym miejscu. Oba kluby naważyły sobie piwa jesienią i o utrzymanie będzie piekielnie trudno. Choć GKS zdobywa punkty i zbliża się do pozostałych drużyn, jego los jest raczej przesądzony. Zdecydowanie większe szanse na pozostanie w lidze ma Podbeskidzie. Ta drużyna ma niesamowity charakter i traci trzy oczka do Pogoni. Być może o wszystkim rozstrzygnie bezpośrednie starcie Portowców z bielszczanami, do którego dojdzie w przedostatniej serii gier. Z kolei w najbliższej kolejce będąca w coraz trudniejszym położeniu Pogoń podejmie Bełchatów. Goście gonią resztę stawki i nie mają nic do stracenia, natomiast szczecinianie znajdują się pod sporą presją. We Wrocławiu Pogoń mogła nawet wygrać. Gdyby Chałas dogrywał do będącego w świetnym położeniu Murayamy, zespół Dariusza Wdowczyka mógłby z radością wracać do domu. Z pewnością jednak Pogoń zaliczyła poprawny występ, a przegrała w dość pechowych okolicznościach.
Skoro mowa o Pogoni. We Wrocławiu faktycznie prezentowała się lepiej niż w kilku ostatnich pojedynkach. Straciła jednak gola w końcówce. Czy porażka w takich okolicznościach może wpłynąć na obniżenie morale zawodników, co może przełożyć się na kolejne wpadki?
Zdecydowanie tak. W tym roku Pogoń wygrała tylko jedno spotkanie, doznając aż siedmiu porażek. Zawodnicy z pewnością nie są w dobrej formie psychicznej. Wraz z kolejnymi niepowodzeniami spada ich pewność siebie. Widać, że grają z powiązanymi nogami. Pogoń gra agresywnie i coraz lepiej taktycznie, ale ma jeden kluczowy problem. W Szczecinie nie ma napastnika z prawdziwego zdarzenia. Szczecinianie zaczynają stwarzać sytuacje, ale brak jest wykończenia akcji. Raz jeszcze wrócę do sytuacji Chałasa. Jak Pogoń ma wygrać mecz, skoro zawodnik decyduje się na mijanie dwóch rywali, zamiast podawać do niepilnowanego partnera, który ma przed sobą tylko bramkarza…? Znaczny wpływ na obecną sytuację Portowców ma obniżenie lotów przez Akahoshiego, który był jesienią wiodącą postacią, a teraz nie gra choćby na 50 procent możliwości.