
Z Mariuszem Sędzikiem, szefem lokalnych struktur Sojuszu Lewicy Demokratycznej i kandydatem na radnego powiatowego, rozmawia Daniel Borski.
Kampania w pełni. Znów karmią nas kiełbasą wyborczą. Dlaczego będąc przewodniczącym lokalnych struktur SLD, zdecydowałeś się kandydować?
- Ubiegam się o mandat radnego powiatowego, gdyż obecny skład powinien zostać zmieniony. Powiew świeżości się przyda. Czas w końcu na konstruktywne działanie. Skostniałe koalicyjne układy, brak porozumienia między rajcami z różnych opcji – to nie pobudza, a powoduje stagnację na lokalnym gruncie. Konieczne jest nowe spojrzenie i nowe siły. Doświadczeni samorządowcy powinni wspierać następców i spokojnie pobierać emeryturę. Moje pokolenie może już nie doczekać tego przywileju, skoro mamy pracować do 67. roku życia.
Jak opozycja ocenia działania, które podejmują włodarze? Tylko bez zbędnych ogródek proszę…
- Najbardziej zauważalne w kampanii jest wykorzystywanie naszych podatków do prowadzenia agitacji. Mam tu na myśli wykorzystywanie hasła miasta, zakupionego za nasze pieniądze, traktowanie remiz OSP jak prywatnej własności, rozdawnictwo nagród, artykuły pochwalne w prasie. To wszystko finansują mieszkańcy. Sytuacja finansowa gminy jest niepokojąca. Złe zarządzanie doprowadziło do sytuacji, gdzie ważniejsze jest stawianie „pomników pamięci włodarzy” niż rozwój miasta i gminy. Za pożyczone pieniądze można by wybudować drogi, chodniki, z których korzystalibyśmy codziennie. Błonie to „utopione” miliony bez efektu. Zły stan dróg w mieście. Panuje komunikacyjny chaos. Basen niszczeje rokrocznie. Nieodpowiednia ilość miejsc dla dzieci w żłobkach i przedszkolach woła o pomstę do nieba. Brak wizji dla powstawania i rozwoju przedsiębiorstw. Nie łudźmy się, że jest tak dobrze, jak się nam wmawia. Nie łudźmy się, że jeśli ci sami zostaną na stołkach, będzie lepiej…
Liczba problemów czy nierozwiązanych spraw jest szeroka. Co rusz słyszymy kontrowersyjne wypowiedzi na temat renowacji rynku. Opinie są skrajne, od „ochów” i „achów” po „katastrofa”. Jaka jest Twoja ocena?
- Długoterminowy kredyt na rewitalizację rynku spowoduje zmniejszenie możliwości finansowania podstawowych inwestycji. Miasto w najbliższym czasie nie będzie w stanie finansować zobowiązań. Konieczne będą podwyżki podatków. Wiec moim zdaniem remont mógł poczekać.
Budżet nie prezentuje się okazale. Zadłużenie sprawia, że możliwości kredytowe są mocno ograniczone. Czy podniesienie podatków o 2-3% oraz ograniczenie na wydatki majątkowe unormują sytuację?
- Jak wynika z Wieloletniego Planu Finansowego Gminy Krotoszyn na lata 2014-2018, środki do dyspozycji zmniejszą się znacznie – do ok. 5 mln zł! Wydatki majątkowe planuje się ograniczyć z 38 mln zł w roku 2014 do ok. 0,8 mln zł w 2015. Jak widać, zadłużenie ogólne wyniesie w 2015 r. 64,17%. Możliwość kredytową gmina Krotoszyn odzyska moim zdaniem dopiero w 2017 r. Taki jest wynik głosowań koalicji rządzącej PSL-SIO. Pokazuje to, że nie zawsze większość ma rację. Cała najbliższa kadencja będzie trudna. Trzeba będzie bazować wyłącznie na inwestycjach za pośrednictwem środków unijnych i innych programów, które gwarantują dofinansowanie. Ponieważ zgodnie z art. 242 ust. 3 ustawy o finansach publicznych można wydatki bieżące powiększyć o takie koszty. Wydatki na inwestycje z własnych środków w latach 2015-2016 to kwota ok. 5-6 mln zł. Koalicja SIO-PSL ma świadomość, że spełnienie takich prognoz finansowych pociąga za sobą szukanie środków poprzez podniesienie podatków. Uważam, że w naszej gminie są one na wysokim poziomie i dlatego nie jestem – jako krotoszynianin – zwolennikiem ich windowania.
Niegdyś użyłeś zwrotu, że „w Krotoszynie wieś rządzi miastem”. Rozwiń, proszę, ten wątek…
- PSL wygrywa na wsiach. Miasto, pomimo większej ilości wyborców, nie ma przełożenia na radę gminy oraz powiatu. Dlatego uważam, że są spore dysproporcje w inwestycjach prowadzonych na wsiach a tych na terenie miasta, co sprawia, że to drugie jest poszkodowane. Wystarczy przejechać się drogami Krotoszyna, oceniając ich stan. Wiele obszarów w mieście nie ma nawet infrastruktury sanitarnej.
Głośno w ostatnim czasie o słuszności istnienia Straży Miejskiej. Czy Twoim zdaniem ta komórka powinna istnieć?
- Jestem za likwidacją Straży Miejskiej w obecnej formie. Za to zabiegam o zwiększenie nakładów na monitoring miasta. Funkcjonariusze Straży Miejskiej nie stracą pracy, bo będą mogli nadzorować system i zgłaszać interwencje policji lub wykonywać inne czynności.
Z innej beczki. Czy macie pomysł na ratowanie lokalnych small biznesów?
- Jeśli chodzi o lokalny biznes, opiera się on na dwóch dużych firmach i kilku mniejszych. Brakuje działania ze strony urzędników w celu stworzenia terenów inwestycyjnych. Mam tu na myśli strefy, które powinny powstawać na obrzeżu miasta, z zapewnioną infrastrukturą, drogami, mediami, ścieżkami rowerowymi, aby uciążliwości związane z istnieniem zakładu były minimalne dla mieszkańców i optymalne dla pracowników. Nie mogą to być sklepy, ale małe i średnie firmy produkcyjne.
Z wieloma osobami prowadziłem burzliwe dyskusje na temat promocji miasta, która, odkąd pamiętam, kuleje. Podsuwałem rozmaite pomysły, które nie zostały realizowane. Jak wykorzystać świetne wyniki sportowców czy też kilka imprez, które powinny zagościć w świadomości mniejszych i większych społeczności?
- Nasz region słynie ze znakomitych sportowców. Szkoda, że np. sukcesy naszych siatkarzy dostrzeżone zostały dopiero po zdobyciu medali mistrzostw świata. Nie brakuje nam obiektów, klubów, zawodników. Na rozwój sportu potrzeba środków, a nie wszyscy patrzą na tę gałąź przychylnym okiem. Większe pieniądze powinny być kierowane zwłaszcza w sektor najmłodszych zawodników, ale absolutnie nie można zapominać o tych, którzy rozsławiają nasz powiat w zakresie międzynarodowym i ogólnokrajowym. Przykłady można by mnożyć. Krotoszyn nie organizuje wydarzenia, o którym mówiłby cały kraj, jak jest np. w przypadku Jarocin Festivalu.
Jak ocenisz „żywotność” niektórych komitetów w okresie przedwyborczym? Czy ktoś wyróżnia się czymś szczególnym?
- Aktywność zdecydowanie wzrasta przed wyborami, co widać po fotografiach umieszczanych w prasie i nie tylko. Nie chcę w nikogo uderzyć, ale krew człowieka zalewa, kiedy ktoś, kto nic przez cztery lata nie zrobił, uśmiecha się na każdym zdjęciu, zalewa Facebook swoimi „dokonaniami”, nagle bierze udział w akcjach dobroczynnych.